GMINNA I POWIATOWA BIBLIOTEKA PUBLICZNA W RZECZNIOWIE

środa, 20 listopada 2024

Śmierć czy ... - Sławomir Chmielewski

 Wiersz ze zbiorku: Moje piekło i niebo

 

Nie pijesz dzień, może dwa lub trzy

Tłumaczysz sobie pod kontrolą to mam

Lecz dojść do tego musisz sam TY

Czy ja jeszcze piję? - czy już chlam

 

Jeśli to pierwsze więc jestem chojrak

Chociaż do mety i tak niedaleko

Lecz jeśli drugie to jesteś wrak

Przed tobą już tylko DE - TOX

 

Powrócę jeszcze do tego pierwszego

By go spróbować zawrócić

Choć pewien jestem że i tak nic z tego

Bo rady moje odrzuci

 

Cóż jemu powiem nie pij kolego

Czy on sobie na to pozwoli

W mig mi odpowie - nie ucz drugiego

Kiedy sam jesteś - alkoholik

 

Z całym szacunkiem dla mnie i dla niego

Człowiek ten będzie obrażony

Ja też pomyślę - co mnie do tego

Do "nawracania" nie jestem stworzony

 

 I w tym momencie rozpłakać się muszę

A łez choć mych rzeka

Ja serca jego i tak nie wzruszę

Pomyślę tylko - szkoda człowieka


Coś ty za prorok powie mi ktoś

Dlaczego mam ci wierzyć

Kiedyś też byłem taki - twardy gość

Lecz dane mi było to przeżyć.


Zrozumieć mnie mogą tylko Ci

Którzy problem tenże znają

Pomóż Panie proszę tym

Co jeszcze piją - i tym co już chlą


Tu nie pomoże żona, rodzina

Matki błaganie, lekarzy "straszenie"

To sama musi przyjść godzina

Że trzeba wybrać śmierć czy trzeźwienie!


 

piątek, 1 listopada 2024

Ks. Stanisław zmarł w opinii świętości - /bea/

Opowieść spisana w zbiorku Gawęda Regionalna GiPBP w Rzeczniowie. Rzeczniów 2003.

 

Pod takim tytułem ukazał się artykuł /autor nieznany, prawdopodobnie ks. C. Galderón/ - w jubileuszowym numerze gazety "Correo" z dnia 14 IX 1973 r. Numer ten prawie w całości był poświęcony złotemu jubileuszowi działalności Salezjanów w Huancayo.

W związku ze 100-leciem misji Salezjańskich postanowiłem przetłumaczyć wspomniany artykuł, by umożliwić szerszym kręgom poznanie pięknej postaci naszego rodaka, Księdza Stanisława Kwietniewskiego.

Urodził się 13 listopada 1893 r. w Rzeczniowie, a umarł przed ukończeniem 39 lat, 21 października 1932 r. w Huancayo, którego mieszkańcy do dziś wspominają jako świętego.

Rodzicami ks. Stanisława byli Józef i Domitylla. Ojciec - dzielny i sumienny stolarz, matka - kochająca i oddana mężowi i dzieciom. oboje ubodzy lecz niezwykle bogaci duchowo. W szkole pobożności i pracowitości, jakim było domowe ognisko wzrastał mały Staszek.

Dzięki pewnemu szlachetnemu człowiekowi, który umiał dostrzec zdolności chłopca, Staszek udał się na dalszą naukę do Łodzi. Tu jako fryzjer zarabiał na własne utrzymanie i opłacanie nauki. Po ukończeniu szkoły średniej rozpoczął studia medyczne na uniwersytecie. Mają 17 lat, poprzez lekturę Bollettino i Patagonii. Poruszony dogłębnie lekturą, postanowił zostać "lekarzem dusz", aby móc zanieść światło Ewangelii tym, którzy jeszcze jej nie znają. Po wielu trudnościach /Polska była wówczas pod zaborami/ w 1912 r. przybył do Daszawy, gdzie odbył aspiranturę. W 1916 r. w czasie I wojny światowej złożył pierwszą profesję. W 1919 r. podjął tytuł magistra teologii, a następnie na Gregorianum, doktorat z nauk filozoficznych. Miał zaledwie 28 lat.

Przełożeni wiedząc, że słabe zdrowie nie pozwala mu na dalsze wyczerpujące studia i pracę, zdecydowali w 1922 r. by przerwał naukę i wrócił do kraju. W tym samym roku w październiku, otrzymał święcenia kapłańskie. W 1923 r. udał się do Turynu, by wziąć udział w wyprawie misyjnej, organizowanej pod kierownictwem ks. Bp. Versiglia. jednak werdykt lekarski okazał się dla niego niepomyślny. Przełożeni skierowali go więc do Chieri, by tam odzyskał utracone siły. Dał się poznać w Chieri, jako gorliwy apostoł. W 1924 r. poprosił o zezwolenie do Peru, leczącym wszelkie dolegliwości. Prośbę uwzględniono i ks. Stanisław już w listopadzie znalazła się w Peru. Przeznaczono Go do pracy w Arequipa. Jego krótki pobyt w tym mieście pozostawił głęboki i trwały ślad wśród aspirantów, nowicjuszy i studentów filozofii, dla których ks. Stanisław był gorliwym nauczycielem, przewodnikiem i przykładem nie mającym równego sobie.

piątek, 18 października 2024

rzeczniowski park - Waldemar Balcerowski

 Wiersz ze zbioru: Rzeczniowskie notacje

 

 ten park do czasu wypełniał dobrze swą posługę

w dolinie rzecznej po obu stronach wody


jak nikt rozumiał nasze osobne ścieżki

nagłe podrygi gniewu i dzikie radosne tańce


znał dziecięce sekrety powierzone jedynie pniom

klonowym liściom i wierzbowym witkom


butna młodość znaczyła czasem w nim ślady

gdy umykała przed nazbyt dorosłym światem


zanim stał się królestwem wron

zrzucających na nas memento

wznosił ręce ku chmurom i wyrastał z tego co ziemskie


czwartek, 3 października 2024

Legenda o kościele w Koniecpolu - Aleksandra Kocjan

Opowieść zgłoszona na konkurs Gawęda Regionalna GiPBP w Rzeczniowie przez Aleksandrę Kocjan, uczennicę kl. VI PSP w Rzeczniowie, Rzeczniów 2003. 

 

W naszej  miejscowości w Rzeczniowie znajduje się bardzo stary kościół. Fundatorami tej świątyni była rodzina Małachowskich.

Był to ród zamożny. Ziemie ich ciągnęły się aż pod Częstochowę. Rodzina ta na skraju swej ziemi w Koniecpolu oraz w Rzeczniowie postanowiła wybudować świątynie. Miały to być dwa identyczne kościoły w kształcie krzyża. Lecz człowiek, który miał zbudować kościół w Koniecpolu uznał, że będzie on za duży i zmniejszył jego rozmiary o pół metra. Według tych planów zbudowano kościół. Mijały miesiące. Budowa była w końcowej fazie. Główny nadzorca budowy wszedł na dach kościoła, aby dokonać ostatnich poprawek. Spojrzał z góry i dostrzegł nadjeżdżającego na koniu pana Małachowskiego. Przestraszył się, że może być ukarany za pomniejszenie kościoła i spadł z dachu. Równo rok po tragicznej śmierci budowniczego w nocy dookoła kościoła pojawiły się paliki znaczące jego pierwotne rozmiary. Nikt nie wiedział, kto je powbijał, lecz chodziły słuchy, że zrobił to duch zmarłego budowniczego. W koniecpolskim kościele zachował się obraz przedstawiający jeźdźca na koniu oraz mężczyznę leżącego przy końskich kopytach. Nieznany malarz uwiecznił na płótnie ową historię.


piątek, 20 września 2024

Piosenka gryka - Wanda Chodorowska

Wiersz ze zbioru: Myśli Rymowane

 

Piosenka "gryka"

Jak zegar tyka,

Dobrze taktuje,

Każdy to czuje.

 

Piosenka z żyta

Wcale nie pyta

Czy ją kto czuje,

Tylko walcuje.

 

Piosnka "pszenica"

Wszystkich zachwyca,

Migają spodnie,

Tańczy spódnica.

 

Sunie ochoczo

Jęczmień browarny,

Za nim dziewczyna

Z chłopakiem śwarnym.

 

Piosenka "owies" 

To tupot owiec

i ciepła wełna

Uciechy pełna.


Piosenka z "siana",

Polka "drygana"

Moja kochana,

Tańczmy do rana!


Piosenka z chmielu

Dąży do celu,

Wciąż chce tańcować,

Pragnie całować.


Piosenka "trawa"

Piękna zabawa.

Tańczmy do rana!

Moja kochana!


            Warszawa, 2002.07.14



środa, 4 września 2024

Karczma żyda Bencyjo - /bea/

 Opowieść zgłoszona na konkurs Gawęda Regionalna GiPBP w Rzeczniowie. Rzeczniów 2003

Jeśli będziecie kiedyś w Rzeczniowie to podejdźcie koniecznie na Bakalarzową Górkę. Spytacie gdzie to jest? Każde dziecko to powie, a ile z nią związanych historii. Starzy ludzie tak o niej opowiadają.

Dawno, bardzo dawno temu przy drodze wiodącej do Grabowca nieopodal rzeczki Krepianki na Bakalarzowej Górce stał dwór Małachowskich. I to jest prawda. Prawdą jest, że była tam opodal karczma żyda Bencyjo. Złą miała sławę. Miejscowe kobiety już nie raz płakały na swych mężów i narzeczonych. Żyd był chciwy, łasy na grosz ciężko przez chłopów zapracowany.

A, że w długie jesienne i zimowe wieczory na wsi bywało nudnie, to tu w karczmie wrzało. Żyd Bencyjo umiał zatrzymać gości u siebie. Chłopi grywali w karty, żyd wieczorami grał na skrzypcach, tu można było wysłuchać ciekawych historii ze świata.

W takie wieczory żydowi pomagała córka Rut. Piękna czarnooka, zawsze wesoła, uśmiechnięta. Nie tylko dla trunków i zabawy, ale także do pięknej Rut lgnęli mężczyźni. Przesiadywali w karczmie całe dnie i "zostawiali cały swój skromny majątek".

To też stało się, jak mówi przekaz, z młodym Józkiem mieszkającym przy drodze do Grabowca. Józek co wieczór zatapiał oczy w młodej szynkareczce, która uśmiechała się do niego, lecz nie robiła mu żadnych nadziei. Kiedy okazało się, że młoda Rut woli majątek bogatego kupca z Iłży, wlewał w siebie coraz więcej gorzałki.

Pewnego wieczoru założył się ze swoimi kompanami, że wypije 15 kufli piwa i jeszcze przed północą trafi do domu. Chciał tak zapomnieć o pięknej szynkareczce. Piwo wypił, zakład wygrał, ale do domu niestety nie trafił. Zdarzało mu się nie wrócić do domu na czas, toteż bliscy zaczęli go szukać dopiero dwa dni później. Dowiedziano się o zakładzie, toteż szukano go wpierw przy drodze do domu. Jego ciało znaleziono w moczarach nieopodal lasu kolonijnego. Nie mieli później spokoju goście żyda Bencyjo. Straszyło przed karczmą i w miejscu, gdzie utopił się Józek. Padł strach na okolicę. Karczma miał nadal powodzenie, bo przecież gdzieś trzeba było omówić ten nieszczęśliwy wypadek, jednak chłopi nie pili już takiej ilości trunków i nie przesiadywali do późna w nocy. By uspokoić sumienia kompani Józka zamówili mszę za duszę topielca i postanowili postawić kapliczkę w pobliskim lesie.

Upłynęło wiele lat od czasu tamtego zdarzenia. Ale do dziś dnia opowiadają o dwu zjawach, które ukazują się w okolicach moczar tym, którzy nadużywają alkoholu. Powiadają też, że biednego Józka sam czort włóczy po moczarach, a włóczyć go będzie do czasu, gdy "kawalircoki" z okolic - chłopaki dziarskie i harde, skłonne do zwady nie opamiętają się.

A czy to możliwe?

piątek, 23 sierpnia 2024

szalały - Majka Sotowicz

 Wiersz ze zbioru: Słowa jak motyle

 

rozkrzyczane JA

udaremniło mi

wysłuchanie

wdzięcznych treli

skowronka

 

ptaszek nieświadomy

uwikłania mych myśli

pokręcił główką

i bezgłośnie wzbił się

wysoko w górę

 

straciłam go z oczu

a myśli wciąż

szalały

 

 

 

czwartek, 1 sierpnia 2024

Jak powstała Krępianka? - Sebastian Bajon

Opowieść zgłoszona na konkurs Gawęda Regionalna GiPBP w Rzeczniowie przez Sebastiana Bajona, uczenia kl. V PSP w Rzeczniowie, Rzeczniów 2003. 

 

Dawno, dawno temu pewien szlachcic postanowił założyć młyn wodny. Miał wielu dłużników. Zwołał ich wszystkich i tak do nich powiada:

- Zbudujcie mi zaporę, to umorzę wam długi, które jesteście mi winni. Zgodzili się na to chłopi. Zaraz zaczęli zwozić ziemię. Budowa trwała przez trzy lata, ale gdy tylko skończyli chciwy szlachcic rozkazał wybudować im młyn.

I z tej umowy chłopi się wywiązali, licząc - po po cichu, że taniej będą płacić za przemiał zboża. Oj przeliczyli się! Bowiem płacili tak samo jak wszyscy, ale również ciągle musieli narabiać u złego szlachetki.

Zbudowali więc i spalili młyn wraz z jego właścicielem.

Gdy spłonął, ludzie zaczęli tworzyć zbiorniki na płynącą wodę. Jednak po kilku latach woda w stawach zaczęła się podnosić, tak że wypływała na pobliskie pola, czyniąc wiele szkód. Zaczęto żwawe rozkopywanie ziemi pod koryto rzeki. Kiedy dokopano się już do pól Jelanki, przestano kopać i wypuszczono wodę ze zbiorników. Jednak woda ciągle stanowiła zagrożenie dla łąk, pól i domostw Rzeczniówka i Rzeczniowa. Wszyscy ponowili prace. Kopano aż do Krepy Kościelnej, tam okazało się, że ludzie z tamtych okolic też kopią koryto rzeczki dla płynących tam strumieni. I tak nastąpiło połączenie koryt kopanych przez Rzeczniowiaków i Krępian. Rzekę nazwano Krępianką z dwóch powodów.

Pierwszy z nich to taki, że płynie ona przez Krępę kościelną, drugi zaś, to taki, że rzeczka jest kręta i woda bywa w niej spieniona.

Nazwa mogła powstać od słów Krę-pianka.

Starsi ludzie powiadają u nas tak: "Płynie Krępianka po wiejskiej krainie, napotkała w Solcu Wisłę, pewnie jej nie minie".

 

wtorek, 23 lipca 2024

pytanie - Waldemar Balcerowski

  Wiersz ze zbioru: Rzeczniowskie notacje

 

 komary a po cóż one są?


żeby przypominać o wodzie stojącej

w mokradłach i czarcich rowach

o rzece kiedyś rechoczącej od żab zielonych

a teraz cichej uśpionej jak wieś

o ostrych jak miecz trawach

i legionach pokrzyw wrastających

w najtwardszy kamień


żeby lgnęły do naszych oczu

gdy stoimy pod ciężką od owoców jabłonią

i sądzimy przez chwilę że oto poznamy więcej



 

 

poniedziałek, 15 lipca 2024

Legenda o Rzeczniowie - Patryk Rogala

Opowieść zgłoszona na konkurs Gawęda Regionalna GiPBP w Rzeczniowie przez Patryka Rogalę, uczenia kl. V PSP w Rzeczniowie, Rzeczniów 2003. 

Na obszarze łąk i bagien pól rzechowskich poprzez pola Jelanki i dalej płynie rzeczka, jako dopływ Wisły. Ze źródeł tych łąk bierze ona swój początek, tak samo jak ta legenda.

Od południowej strony biegu krętej rzeczki wznosi się legendarna góra zwana "Bakalarzową", nazwana tak od obecnie mieszkających tam właścicieli - gospodarzy. Na tej górze, o czym świadczą pozostałości po fundamentach, stał niegdyś piękny pałac zamieszkały przez dziedzica i jego rodzinę. Dziedzic ten miał piękną córkę, której rękę wraz z bogatym posagiem był gotów oddać zacnemu kawalerowi. Lecz dziewczyna nie chciała żadnego wybranego z wybranków ojca. Wszystkie wolne chwile spędzała u podnóża góry na okolicznych łąkach, gdzie w porze letniej biedni chłopi wypasali bydło z okolicznych osad. Lubiła lud prosty i ubogi, od nich nauczyła się wielu czynności, jak wyplatać kosze z wikliny czy robić z wierzby piszczałki. Nie chciała marnować czasu na łatwym życiu i zbytkach w pałacu. Mimo usilnych zakazów ojca wymykała się na całe dnie do swych ubogich przyjaciół, a że miała miała dobre serce, pełne miłości i współczucia dla ludzi wszyscy bardzo ją lubili. Łąki usłane były kwieciem niczym olbrzymi kobierzec. dziewczyna zrywała kolorowe kwiaty, plotła z nich różnobarwne wianki i siadając przy brzegu strumyka puszczała je na wodę z nadzieją, że gdzieś daleko zobaczy je ten, który naprawdę będzie jej się podobał. Za każdym też razem wpatrując się w nurt rzeki pytała ją cichym głosem: "Rzeko, rzeko czy tego ranka nie widziałaś mojego wianka?", ale wciąż odpowiadało jej echo. Ludzie przysłuchujący się jej słowom, łącząc tylko pierwszy i ustani wyraz jej pytania do ruczaju nazwali dziewczynę Rzekowianką. Z upływem czasu inni wieśniacy przekazując sobie tę opowieść z pokolenia na pokolenie przekształcili imię dziewczyny z Rzekowianka na Rzeczniowianka i od jej przydomka w dolinie dzisiejszej rzeki Krępianki powstała duża osada nazwana Rzeczniowem.

A co się stało z dziewczyną? - zapytacie.

Któż to wie, może ojciec wydał ją za mąż za bogatego dziedzica, a moze znalazła tego, którego szukała nad wodą? A może trafiła do ludzi, z którymi spędzała tak wiele swych chwil opuszczając pałac ojca dziedzica? Może dała początek którejś kolejnej osadzie odchodząc gdzieś w nieznane. Jest tyle niewyjaśnionych do końca przecież legend, ale po niej coś pozostało, pozostała legenda o Rzeczniowie.