Wiersz opublikowany w zbiorku: Rzeczniowskie notacje
wieczorem idąc od cioci Janiny
widziałem ścianę drzew piętrzącą się
na wschodniej stronie nieba
wtedy spotęgowany ciszą szum jesionów i klonów
zdawał się mową zmarłych
ich niepojętym zbiorowym głosem
od którego gięły się kolana miękkie
i serce uwierało w gardle
chcące jak zając czmychnąć spod ostrzału trwogi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz