Wiersz ze zbioru: Słowa jak motyle
celowo
nie urealniam
snów
chcę przemierzać
baśniowe krainy
i zbierać
na przebudzenie
uśmiechy
wymyślonych postaci
Wiersz ze zbioru: Słowa jak motyle
celowo
nie urealniam
snów
chcę przemierzać
baśniowe krainy
i zbierać
na przebudzenie
uśmiechy
wymyślonych postaci
Opowieść zgłoszona na konkurs Gawęda Regionalna GiPBP w Rzeczniowie przez Piotra Wójcika, uczenia kl. V PSP w Rzeczniowie, Rzeczniów 2003.
Wszyscy lubimy czytać niezwykłe historie, różne baśnie i fantastyczne przygody. Ale nikt z nas zapewne nie słyszał ani nie czytał historii o zwykłej krainie, gdzie mieszkają niezwykli ludzi, a w której zdarzyła się najdziwniejsza historia. Kraina ta nie znajduje się za siedmioma morzami, lecz prawie tuż, tuż koło nas!
dawno, dawno temu w miejscowości Rzeczniów żyli bardzo pobożni i bogobojni ludzi. Ale aby móc uczestniczyć w niedzielnych mszach i innych uroczystościach kościelnych musieli oni chodzić 10 km do sąsiedniej parafii. Pewnego dnia zebrali się wszyscy i postanowili wybudować własny kościół. Długo szukali właściwego miejsca, z którego kościół byłby dobrze widoczny z daleka i aby wszyscy mieli do niego równą drogę. Debatowali prawie miesiąc i nie mogli zdecydować się na właściwe miejsce. Wielu z nich poróżniło się między sobą. W końcu wybrali "Bakalarzową górkę". Ludzie ci byli bardzo pracowici, więc niemal od razu rozpoczęto zwózkę potrzebnego drzewa. I tu stała się rzecz nieprawdopodobna. Konie zatrzymały się w pół drogi i dalej nie chciały iść. Ludzie nie ustępowali, poganiali konie, wymieniali na inne ale to nic nie radziło. Konie stanęły w miejscu. Trwało to kilka miesięcy. W końcu ludzie własnymi rękami przenieśli materiał na wyznaczone przez siebie miejsce. Rano wszyscy mocno się zdziwili, gdyż wszystko drzewo było z powrotem na tym miejscu, w którym zatrzymały się konie. Ludzi ogarnął strach. Zastanawiali się dlaczego właśnie w tym miejscu zatrzymywały się konie, jak również drzewo nie wiedzieć czemu właśnie tu się przeniosło. Pomyśleli, że być może jest to znak od Boga, ponieważ sami nie mogli się zgodzić i wybrać miejsca gdzie ma stanąć kościół, więc miejsce na swoją świątynię wybrał im Bóg.
I tak wspólnymi siłami wybudowali piękny drewniany kościół. Mijały lata, przekazywano z ust do ust, a ludzie wciąż zastanawiali się nad tym dziwnym zdarzeniem i nad tym miejscem. Jak się później okazało w tym tajemniczym miejscu zmarł św. Restytut - legionista rzymski.
Kościół w Rzeczniowie jest pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia NMP, ale mieszkańcy nie zapomnieli o Restytucie. Co roku w niedzielę poprzedzającą Annę obchodzą uroczystość odpustową na jego cześć.
Całą tę historię opowiedziała mi pewna starsza pani, a teraz ja opowiadam ją wam.
Wiersz ze zbiorku: Moje piekło i niebo
Nie pijesz dzień, może dwa lub trzy
Tłumaczysz sobie pod kontrolą to mam
Lecz dojść do tego musisz sam TY
Czy ja jeszcze piję? - czy już chlam
Jeśli to pierwsze więc jestem chojrak
Chociaż do mety i tak niedaleko
Lecz jeśli drugie to jesteś wrak
Przed tobą już tylko DE - TOX
Powrócę jeszcze do tego pierwszego
By go spróbować zawrócić
Choć pewien jestem że i tak nic z tego
Bo rady moje odrzuci
Cóż jemu powiem nie pij kolego
Czy on sobie na to pozwoli
W mig mi odpowie - nie ucz drugiego
Kiedy sam jesteś - alkoholik
Z całym szacunkiem dla mnie i dla niego
Człowiek ten będzie obrażony
Ja też pomyślę - co mnie do tego
Do "nawracania" nie jestem stworzony
I w tym momencie rozpłakać się muszę
A łez choć mych rzeka
Ja serca jego i tak nie wzruszę
Pomyślę tylko - szkoda człowieka
Coś ty za prorok powie mi ktoś
Dlaczego mam ci wierzyć
Kiedyś też byłem taki - twardy gość
Lecz dane mi było to przeżyć.
Zrozumieć mnie mogą tylko Ci
Którzy problem tenże znają
Pomóż Panie proszę tym
Co jeszcze piją - i tym co już chlą
Tu nie pomoże żona, rodzina
Matki błaganie, lekarzy "straszenie"
To sama musi przyjść godzina
Że trzeba wybrać śmierć czy trzeźwienie!
Opowieść spisana w zbiorku Gawęda Regionalna GiPBP w Rzeczniowie. Rzeczniów 2003.
Pod takim tytułem ukazał się artykuł /autor nieznany, prawdopodobnie ks. C. Galderón/ - w jubileuszowym numerze gazety "Correo" z dnia 14 IX 1973 r. Numer ten prawie w całości był poświęcony złotemu jubileuszowi działalności Salezjanów w Huancayo.
W związku ze 100-leciem misji Salezjańskich postanowiłem przetłumaczyć wspomniany artykuł, by umożliwić szerszym kręgom poznanie pięknej postaci naszego rodaka, Księdza Stanisława Kwietniewskiego.
Urodził się 13 listopada 1893 r. w Rzeczniowie, a umarł przed ukończeniem 39 lat, 21 października 1932 r. w Huancayo, którego mieszkańcy do dziś wspominają jako świętego.
Rodzicami ks. Stanisława byli Józef i Domitylla. Ojciec - dzielny i sumienny stolarz, matka - kochająca i oddana mężowi i dzieciom. oboje ubodzy lecz niezwykle bogaci duchowo. W szkole pobożności i pracowitości, jakim było domowe ognisko wzrastał mały Staszek.
Dzięki pewnemu szlachetnemu człowiekowi, który umiał dostrzec zdolności chłopca, Staszek udał się na dalszą naukę do Łodzi. Tu jako fryzjer zarabiał na własne utrzymanie i opłacanie nauki. Po ukończeniu szkoły średniej rozpoczął studia medyczne na uniwersytecie. Mają 17 lat, poprzez lekturę Bollettino i Patagonii. Poruszony dogłębnie lekturą, postanowił zostać "lekarzem dusz", aby móc zanieść światło Ewangelii tym, którzy jeszcze jej nie znają. Po wielu trudnościach /Polska była wówczas pod zaborami/ w 1912 r. przybył do Daszawy, gdzie odbył aspiranturę. W 1916 r. w czasie I wojny światowej złożył pierwszą profesję. W 1919 r. podjął tytuł magistra teologii, a następnie na Gregorianum, doktorat z nauk filozoficznych. Miał zaledwie 28 lat.
Przełożeni wiedząc, że słabe zdrowie nie pozwala mu na dalsze wyczerpujące studia i pracę, zdecydowali w 1922 r. by przerwał naukę i wrócił do kraju. W tym samym roku w październiku, otrzymał święcenia kapłańskie. W 1923 r. udał się do Turynu, by wziąć udział w wyprawie misyjnej, organizowanej pod kierownictwem ks. Bp. Versiglia. jednak werdykt lekarski okazał się dla niego niepomyślny. Przełożeni skierowali go więc do Chieri, by tam odzyskał utracone siły. Dał się poznać w Chieri, jako gorliwy apostoł. W 1924 r. poprosił o zezwolenie do Peru, leczącym wszelkie dolegliwości. Prośbę uwzględniono i ks. Stanisław już w listopadzie znalazła się w Peru. Przeznaczono Go do pracy w Arequipa. Jego krótki pobyt w tym mieście pozostawił głęboki i trwały ślad wśród aspirantów, nowicjuszy i studentów filozofii, dla których ks. Stanisław był gorliwym nauczycielem, przewodnikiem i przykładem nie mającym równego sobie.
Wiersz ze zbioru: Rzeczniowskie notacje
ten park do czasu wypełniał dobrze swą posługę
w dolinie rzecznej po obu stronach wody
jak nikt rozumiał nasze osobne ścieżki
nagłe podrygi gniewu i dzikie radosne tańce
znał dziecięce sekrety powierzone jedynie pniom
klonowym liściom i wierzbowym witkom
butna młodość znaczyła czasem w nim ślady
gdy umykała przed nazbyt dorosłym światem
zanim stał się królestwem wron
zrzucających na nas memento
wznosił ręce ku chmurom i wyrastał z tego co ziemskie
Opowieść zgłoszona na konkurs Gawęda Regionalna GiPBP w Rzeczniowie przez Aleksandrę Kocjan, uczennicę kl. VI PSP w Rzeczniowie, Rzeczniów 2003.
W naszej miejscowości w Rzeczniowie znajduje się bardzo stary kościół. Fundatorami tej świątyni była rodzina Małachowskich.
Był to ród zamożny. Ziemie ich ciągnęły się aż pod Częstochowę. Rodzina ta na skraju swej ziemi w Koniecpolu oraz w Rzeczniowie postanowiła wybudować świątynie. Miały to być dwa identyczne kościoły w kształcie krzyża. Lecz człowiek, który miał zbudować kościół w Koniecpolu uznał, że będzie on za duży i zmniejszył jego rozmiary o pół metra. Według tych planów zbudowano kościół. Mijały miesiące. Budowa była w końcowej fazie. Główny nadzorca budowy wszedł na dach kościoła, aby dokonać ostatnich poprawek. Spojrzał z góry i dostrzegł nadjeżdżającego na koniu pana Małachowskiego. Przestraszył się, że może być ukarany za pomniejszenie kościoła i spadł z dachu. Równo rok po tragicznej śmierci budowniczego w nocy dookoła kościoła pojawiły się paliki znaczące jego pierwotne rozmiary. Nikt nie wiedział, kto je powbijał, lecz chodziły słuchy, że zrobił to duch zmarłego budowniczego. W koniecpolskim kościele zachował się obraz przedstawiający jeźdźca na koniu oraz mężczyznę leżącego przy końskich kopytach. Nieznany malarz uwiecznił na płótnie ową historię.
Wiersz ze zbioru: Myśli Rymowane
Piosenka "gryka"
Jak zegar tyka,
Dobrze taktuje,
Każdy to czuje.
Piosenka z żyta
Wcale nie pyta
Czy ją kto czuje,
Tylko walcuje.
Piosnka "pszenica"
Wszystkich zachwyca,
Migają spodnie,
Tańczy spódnica.
Sunie ochoczo
Jęczmień browarny,
Za nim dziewczyna
Z chłopakiem śwarnym.
Piosenka "owies"
To tupot owiec
i ciepła wełna
Uciechy pełna.
Piosenka z "siana",
Polka "drygana"
Moja kochana,
Tańczmy do rana!
Piosenka z chmielu
Dąży do celu,
Wciąż chce tańcować,
Pragnie całować.
Piosenka "trawa"
Piękna zabawa.
Tańczmy do rana!
Moja kochana!
Warszawa, 2002.07.14
Opowieść zgłoszona na konkurs Gawęda Regionalna GiPBP w Rzeczniowie. Rzeczniów 2003
Jeśli będziecie kiedyś w Rzeczniowie to podejdźcie koniecznie na Bakalarzową Górkę. Spytacie gdzie to jest? Każde dziecko to powie, a ile z nią związanych historii. Starzy ludzie tak o niej opowiadają.
Dawno, bardzo dawno temu przy drodze wiodącej do Grabowca nieopodal rzeczki Krepianki na Bakalarzowej Górce stał dwór Małachowskich. I to jest prawda. Prawdą jest, że była tam opodal karczma żyda Bencyjo. Złą miała sławę. Miejscowe kobiety już nie raz płakały na swych mężów i narzeczonych. Żyd był chciwy, łasy na grosz ciężko przez chłopów zapracowany.
A, że w długie jesienne i zimowe wieczory na wsi bywało nudnie, to tu w karczmie wrzało. Żyd Bencyjo umiał zatrzymać gości u siebie. Chłopi grywali w karty, żyd wieczorami grał na skrzypcach, tu można było wysłuchać ciekawych historii ze świata.
W takie wieczory żydowi pomagała córka Rut. Piękna czarnooka, zawsze wesoła, uśmiechnięta. Nie tylko dla trunków i zabawy, ale także do pięknej Rut lgnęli mężczyźni. Przesiadywali w karczmie całe dnie i "zostawiali cały swój skromny majątek".
To też stało się, jak mówi przekaz, z młodym Józkiem mieszkającym przy drodze do Grabowca. Józek co wieczór zatapiał oczy w młodej szynkareczce, która uśmiechała się do niego, lecz nie robiła mu żadnych nadziei. Kiedy okazało się, że młoda Rut woli majątek bogatego kupca z Iłży, wlewał w siebie coraz więcej gorzałki.
Pewnego wieczoru założył się ze swoimi kompanami, że wypije 15 kufli piwa i jeszcze przed północą trafi do domu. Chciał tak zapomnieć o pięknej szynkareczce. Piwo wypił, zakład wygrał, ale do domu niestety nie trafił. Zdarzało mu się nie wrócić do domu na czas, toteż bliscy zaczęli go szukać dopiero dwa dni później. Dowiedziano się o zakładzie, toteż szukano go wpierw przy drodze do domu. Jego ciało znaleziono w moczarach nieopodal lasu kolonijnego. Nie mieli później spokoju goście żyda Bencyjo. Straszyło przed karczmą i w miejscu, gdzie utopił się Józek. Padł strach na okolicę. Karczma miał nadal powodzenie, bo przecież gdzieś trzeba było omówić ten nieszczęśliwy wypadek, jednak chłopi nie pili już takiej ilości trunków i nie przesiadywali do późna w nocy. By uspokoić sumienia kompani Józka zamówili mszę za duszę topielca i postanowili postawić kapliczkę w pobliskim lesie.
Upłynęło wiele lat od czasu tamtego zdarzenia. Ale do dziś dnia opowiadają o dwu zjawach, które ukazują się w okolicach moczar tym, którzy nadużywają alkoholu. Powiadają też, że biednego Józka sam czort włóczy po moczarach, a włóczyć go będzie do czasu, gdy "kawalircoki" z okolic - chłopaki dziarskie i harde, skłonne do zwady nie opamiętają się.
A czy to możliwe?
Wiersz ze zbioru: Słowa jak motyle
rozkrzyczane JA
udaremniło mi
wysłuchanie
wdzięcznych treli
skowronka
ptaszek nieświadomy
uwikłania mych myśli
pokręcił główką
i bezgłośnie wzbił się
wysoko w górę
straciłam go z oczu
a myśli wciąż
szalały
Opowieść zgłoszona na konkurs Gawęda Regionalna GiPBP w Rzeczniowie przez Sebastiana Bajona, uczenia kl. V PSP w Rzeczniowie, Rzeczniów 2003.
Dawno, dawno temu pewien szlachcic postanowił założyć młyn wodny. Miał wielu dłużników. Zwołał ich wszystkich i tak do nich powiada:
- Zbudujcie mi zaporę, to umorzę wam długi, które jesteście mi winni. Zgodzili się na to chłopi. Zaraz zaczęli zwozić ziemię. Budowa trwała przez trzy lata, ale gdy tylko skończyli chciwy szlachcic rozkazał wybudować im młyn.
I z tej umowy chłopi się wywiązali, licząc - po po cichu, że taniej będą płacić za przemiał zboża. Oj przeliczyli się! Bowiem płacili tak samo jak wszyscy, ale również ciągle musieli narabiać u złego szlachetki.
Zbudowali więc i spalili młyn wraz z jego właścicielem.
Gdy spłonął, ludzie zaczęli tworzyć zbiorniki na płynącą wodę. Jednak po kilku latach woda w stawach zaczęła się podnosić, tak że wypływała na pobliskie pola, czyniąc wiele szkód. Zaczęto żwawe rozkopywanie ziemi pod koryto rzeki. Kiedy dokopano się już do pól Jelanki, przestano kopać i wypuszczono wodę ze zbiorników. Jednak woda ciągle stanowiła zagrożenie dla łąk, pól i domostw Rzeczniówka i Rzeczniowa. Wszyscy ponowili prace. Kopano aż do Krepy Kościelnej, tam okazało się, że ludzie z tamtych okolic też kopią koryto rzeczki dla płynących tam strumieni. I tak nastąpiło połączenie koryt kopanych przez Rzeczniowiaków i Krępian. Rzekę nazwano Krępianką z dwóch powodów.
Pierwszy z nich to taki, że płynie ona przez Krępę kościelną, drugi zaś, to taki, że rzeczka jest kręta i woda bywa w niej spieniona.
Nazwa mogła powstać od słów Krę-pianka.
Starsi ludzie powiadają u nas tak: "Płynie Krępianka po wiejskiej krainie, napotkała w Solcu Wisłę, pewnie jej nie minie".
Wiersz ze zbioru: Rzeczniowskie notacje
komary a po cóż one są?
żeby przypominać o wodzie stojącej
w mokradłach i czarcich rowach
o rzece kiedyś rechoczącej od żab zielonych
a teraz cichej uśpionej jak wieś
o ostrych jak miecz trawach
i legionach pokrzyw wrastających
w najtwardszy kamień
żeby lgnęły do naszych oczu
gdy stoimy pod ciężką od owoców jabłonią
i sądzimy przez chwilę że oto poznamy więcej
Opowieść zgłoszona na konkurs Gawęda Regionalna GiPBP w Rzeczniowie przez Patryka Rogalę, uczenia kl. V PSP w Rzeczniowie, Rzeczniów 2003.
Na obszarze łąk i bagien pól rzechowskich poprzez pola Jelanki i dalej płynie rzeczka, jako dopływ Wisły. Ze źródeł tych łąk bierze ona swój początek, tak samo jak ta legenda.
Od południowej strony biegu krętej rzeczki wznosi się legendarna góra zwana "Bakalarzową", nazwana tak od obecnie mieszkających tam właścicieli - gospodarzy. Na tej górze, o czym świadczą pozostałości po fundamentach, stał niegdyś piękny pałac zamieszkały przez dziedzica i jego rodzinę. Dziedzic ten miał piękną córkę, której rękę wraz z bogatym posagiem był gotów oddać zacnemu kawalerowi. Lecz dziewczyna nie chciała żadnego wybranego z wybranków ojca. Wszystkie wolne chwile spędzała u podnóża góry na okolicznych łąkach, gdzie w porze letniej biedni chłopi wypasali bydło z okolicznych osad. Lubiła lud prosty i ubogi, od nich nauczyła się wielu czynności, jak wyplatać kosze z wikliny czy robić z wierzby piszczałki. Nie chciała marnować czasu na łatwym życiu i zbytkach w pałacu. Mimo usilnych zakazów ojca wymykała się na całe dnie do swych ubogich przyjaciół, a że miała miała dobre serce, pełne miłości i współczucia dla ludzi wszyscy bardzo ją lubili. Łąki usłane były kwieciem niczym olbrzymi kobierzec. dziewczyna zrywała kolorowe kwiaty, plotła z nich różnobarwne wianki i siadając przy brzegu strumyka puszczała je na wodę z nadzieją, że gdzieś daleko zobaczy je ten, który naprawdę będzie jej się podobał. Za każdym też razem wpatrując się w nurt rzeki pytała ją cichym głosem: "Rzeko, rzeko czy tego ranka nie widziałaś mojego wianka?", ale wciąż odpowiadało jej echo. Ludzie przysłuchujący się jej słowom, łącząc tylko pierwszy i ustani wyraz jej pytania do ruczaju nazwali dziewczynę Rzekowianką. Z upływem czasu inni wieśniacy przekazując sobie tę opowieść z pokolenia na pokolenie przekształcili imię dziewczyny z Rzekowianka na Rzeczniowianka i od jej przydomka w dolinie dzisiejszej rzeki Krępianki powstała duża osada nazwana Rzeczniowem.
A co się stało z dziewczyną? - zapytacie.
Któż to wie, może ojciec wydał ją za mąż za bogatego dziedzica, a moze znalazła tego, którego szukała nad wodą? A może trafiła do ludzi, z którymi spędzała tak wiele swych chwil opuszczając pałac ojca dziedzica? Może dała początek którejś kolejnej osadzie odchodząc gdzieś w nieznane. Jest tyle niewyjaśnionych do końca przecież legend, ale po niej coś pozostało, pozostała legenda o Rzeczniowie.
Wiersz z książki: Wiersze z rękawa
Czasami - śpiewa z nami,
a innym razem
przycupnie za głazem
i ani mru-mru.
Albo znów - to tam, to tu
szeleści, szumi, wieje.
Co się wtedy dzieje?...
Wiersz ze zbioru: Myśli Rymowane
W dzieciństwie, gdy miałam pięć lat
Wierzyłam, że jeden jest świat.
Jeden Pan Bóg, jedna Ziemia;
Jedno słońce świeci...
Jedna ludzka rodzina - "boskie dzieci"
Wśród której żyje tylko jeden mało uczciwy
Mój wuj.
Gdy miałam już dziesięć lat,
Wierzyłam w ten sam świat,
Czyste niebo, słońce grzejące,
"Boskie dzieci" nadzieję mające
Na lepszy byt, ale widziałam także
Już dwa, splamione błotem,
Węże zła.
Gdy miałam piętnaście lat
Nie zmienił się mój piękny świat
Radością pałałam, bo wyjechałam,
Żeby się uczyć, a to tylko dzięki jednej,
Zupełnie obcej, niezwykle życzliwej osobie.
Tak się cieszyłam, ludziom wierzyłam
Wszystkich kochałam i nie widziałam
Na świecie zła.
Gdy miałam osiemnaście lat, nagle,
W moich oczach sczerniał świat.
Słońce też grzało tej jesieni,
Ale los ludzki się odmienił.
Nic z tego nie zrozumiałam,
Roje rozwścieczonych ludzkich szerszeni.
Padali ukąszeni, zabici, zranieni,
Odjeżdżali skuci, drżeli aresztowani,
Jęczeli ranni, wygnani, osieroceni,
Spaleni, godności pozbawieni,
Psychicznie zmiażdżeni i osłupieni,
Brzękiem zjadliwych szerszeni.
Zrozumiałam wtedy,
Że to nie kąśliwe głupie owady,
Nie jakieś jadowite gady,
Ale "boskie dzieci" - nasi sąsiedzi
Są naszym nieszczęściem.
To ich wojenny styl niedźwiedzi
Powalił nas, pokonał, upokorzył,
Pokaleczył i przerzedził.
Stop! Pomyślałam. - Hola!
Opowieść zgłoszona na konkurs Gawęda Regionalna GiPBP w Rzeczniowie, Rzeczniów 2003.
Bardzo podobne w swej treści są legendy o Jelance. Jagoda Tracz pisze, to co zasłyszała z opowieści swej babci.
Dawno temu moją rodzinną miejscowość otaczała wielka puszcza. Żyło w niej mnóstwo Jeleni. Chcąc przedostać się do innej części lasu przechodziły stadami, udeptując drogę. Z czasem po obu stronach tej drogi ludzie pobudowali domy. Tak powstała wieś Jelanka. Później mieszkańcy wsi zaczęli wycinać drzewa i jelenie zakończyły swoje wędrówki. Przeniosły się na inne tereny.
Natomiast wersja o Jelance Karoliny Letkiewicz brzmi następująco:
Jak mówią najstarsi mieszkańcy Jelanki przed wieloma latami zwano ją "Jelonką". Jelonka porośnięta była lasem, w którym były jelenie. Podczas wiosny i opadów tworzył się tam strumień. Brał on początek od strony Sienna. Przepływał przez pola i zabudowania mieszkańców wsi. Podczas upalnych dni jelenie przychodziły pić wodę ze strumienia, niedaleko mojego domu. Jelenie przychodziły aż z lasu od strony Gozdawy, ponieważ nie było tam zbiorników wodnych. Podczas swych wędrówek wydeptały ścieżkę, w miejscu dzisiejszej drogi, wydeptanej przez jelenie. Gdy Jelonka była już zabudowana, mieszkańcy zaproponowali żeby ją ochrzcić i uzgodnili, że dadzą jej nazwę Jelanka, którą nosi do dziś dnia.
Pierwszymi mieszkańcami Jelanki był m.in. mój pradziadek, kowal, później rodzina Bartkiewiczów. I tak powstała miejscowość, w której mieszkam.
Wiersz ze zbioru: Rzeczniowskie notacje
Pająk, w przeciwieństwie do ludzi, nie lubi miotły.
A przecież kiedy snuje nić, wpisuje się w porządek świata
tak, jak postrzegają go ludzie. I kiedy przygotuje swój stół
do uczty w rogu pokoju, za firanką, dba o ład w domu
bardziej niż myśli. Bez jego lekkiej jak mgiełka pieczęci
nic nie jest ważne: ani święty obrazek, ani olej na płótnie,
ani stare mahonie w pokoju gościnnym.
Dlatego dajmy mu spokój podczas snu i nie wtrącajmy się
w jego życie osobiste. Jeśli, otwierając oczy, dostrzeżemy
jak pająk żwawo sunie po ścianie, powiedzmy sobie:
Cóż jest warte życie bez nici pajęczej?
To tylko jest kredyt bez żadnych poręczeń.
Wiersz z książki: Wiersze z rękawa
Zaproszenie. Super sprawa.
Czeka nas miła zabawa.
Czy przyjdziemy? Oczywiście!
Przyniesiemy śmiechu worek.
Czy u Ciebie strzeli korek?
Pomożemy dmuchać świeczki
i będziemy kciuki trzymać,
by spełniła się marzenie.
A na finał
garść konfetti rozsypiemy
i znikniemy...
Opowieść zgłoszona na konkurs Gawęda Regionalna GiPBP w Rzeczniowie przez Dawida Wójtowicza, uczenia kl. VI PSP w Rzeczniowie, Rzeczniów 2003.
Dawno, dawno temu żył pewien szlachcic, który nazywał się Parst. Posiadał wszystkie ziemie dzisiejszej Pasztowej Woli. Pewnego dnia wybrał się na polowanie do swojego lasu. Kiedy zapuścił się głęboko w las stanął twarzą w twarz z ogromnym dzikiem. Parst zaczął uciekać, ale dzik nie dawał za wygraną. Wciąż gonił. Wtedy szlachcic zaczął krzyczeć. Chłopi pracujący Parsta. Ten z wdzięczności dał swym wybawcom na własność ziemię i jak mówią ludzie od tej pory miejscowość nazwano Parstową Wolą.
Ten kto przejeżdża dzisiejszą trasą Iłża-Lipsko może zobaczyć w Pasztowej Woli stary krzyż wznoszący się na wzgórku prawdopodobnie sztucznie usypanym. Ludzie mówią, że pod tym krzyżem jest "swoista lodówka". Jest ona pozostałością po stojącym tem kiedyś wielkim dworze.
Mieszkali tam potomkowie Parsta. Obok dworu stała cegielnia. Ludzie do tej pory dokopują się fundamentów.
Właściciel Parstowej Woli przed pierwszą wojną światową był bardzo zadłużony. Jego majątek przejęli dłużnicy, a ziemię rozparcelował sam właściciel majątku. Każdy żonaty mężczyzna posiadający syna mógł otrzymać po sześć mórg ziemi /na siebie, żonę i pierwszego syna/. Tak więc chłopi mogli wreszcie posiadać ziemię na własność.
I znowu z woli tym razem potomka Parsta chłopi mogli się wzbogacić.
Wiersz ze zbioru: Rzeczniowskie notacje
nasze dzieciństwo porasta niepamięć
jak miejsce na którym wiosną i latem
odbywa się ekstatyczne dzikie święto zieleni
próbujemy uzbrojeni w nożyce i dziabki
czy motorowe kosy wyznaczyć jakieś granice inwazji
wyrąbać ścieżki w tej z chwastów wyrosłej dżungli
czasem udaje się pod czupryną trawy
znaleźć odłamki zabawek resztki wiernych zwierząt
których kośćmi czas - hazardzista gra o punktów tysiąc
to znowu na łące wśród pokrzyw ujrzeć porzucone
skarby: rower który nas nigdzie już nie zawiezie
i walizkę podróżną szumiącą coraz ciszej morzem
Wiersz ze zbioru: Myśli Rymowane
Zanurzona w morzu majowej zieleni,
Urzeczona gamą jej barw i odcieni
Otulona ciszą tutejszej przestrzeni
Siedzę w leśniczówce Tłokowisko
I mam w głowie istne kłębowisko.
Zastanawiam się nad pytaniami:
Kto był pierwszym boskim ogrodnikiem?
Kto pierwszą szatę Ziemi projektował?
Granicę stref roślinnych wytyczył,
Niektóre gatunki w symbiozie połączył,
Kalendarz dla wszystkich wyznaczył:
termin siania i kiełkowania,
kwitnienia i owocowania,
usychania i umierania?
Kto tak harmonijnie te zależności poustalał
I na taką różnorodność roślin pozwalał?
Chciałabym również wiedzieć:
Jak działają obecnie boskie komputery,
Planując szatę roślinną do następnej ery?
Tak co dzień majowym słońcem ozłacana
I leśnym, świeżym powietrzem pijana
Znowu rozmyślam:
Jeśli współczesne rośliny akurat tak się ukształtowały,
to jak na początku wyglądały?
I skąd się w ogóle wzięły?
Jeśli przyroda żywa wykształciła się z martwej,
To kto to spowodował?
A jeśli życie na Ziemi jest całkowicie uzależnione
Od Słońca, to kto je tak uzależnił?
Dlaczego uzależnił je od Słońca
A nie od innej gwiazdy nieba?
Czy taka właśnie istniała potrzeba?
Dobrze byłoby także wiedzieć,
Kto w kosmosie tak gospodarował,
Że naszej planecie tylko jeden księżyc
Przydzielił, podarował, a przecież
Niektórym ludziom już dzisiaj
Przydałaby się co najmniej dwa:
Jeden na prawie gotowe wycieczki rakietowe,
A drugi na dochodowe obszary kopalniane,
Albo wypoczynkowe...
Kto na te pytania ma odpowiedzi
Trafne i gotowe, ma lekarstwo
Na moją biedną, przygniecioną głowę?
Tłokowisko, 2008.05.17
Tobułki albo łąki na burucie – opowieści o Rzechowie.
W dawnych czasach gospodarze pasali konie na łąkach wsi Rzechów. Wyjeżdżali wieczorem. Konie pętali, aby się pasły a chłopi spali. Jak było zimno to palili sobie ogniska.
Jednego razu koło północy pokazał się im panek w kapeluszu i ładnie
ubrany. Powiedział chłopom, że wie gdzie zakopane jest złoto. Kazał
przynieść dwie łopaty i poszli kopać nad rzekę tzw. tobułki w pobliżu
Rzeczniówka. Pokazał im miejsce gdzie mają kopać. Było to blisko rzeki
Krępianki a tam same krzaki i olszyny. Kopać było trudno ale wykopali po
kolana, potem do pasa, w końcu skryli się w ziemi czując pod nogami
wodę.
Wtedy zorientowali się, że to było diabeł Boruta. Strach ich objął.
Wyskoczyli w poświacie księżyca i zobaczyli panka, który miał rogi i
ogon. W tym momencie zrobiła się wielka wichura i panek zniknął a oni ze
strachu szybko wrócili do koni.
Od tej pory łąki w tej okolicy ludzie zwali Boruta, do dziś potocznie mówi się „łąki na Borucie”.
Inna wersja tej legendy dużo młodsza bo z czasów I Wojny Światowej opowiada, tak:
Dwóch kawalerów z Rzechowa szło z
kawalerki ze wsi Wincentów. Była północ, księżyc świecił w pełni i
zobaczyli, że koło nich biegnie duży baran. Chcieli go złapać. Zagonili
go w to miejsce, gdzie przed laty inni chłopcy kopali za złotem. Baran
zabeczał przeraźliwie i w tym czasie zrobiła się wielka wichura.
Mężczyźni ujrzeli, ze baran zmienia się w diabła z rogami i ogonem.
Wtedy strach ich obleciał i uciekli szybko w stronę pierwszych
zabudowań.
Nigdy już nie szli nocą z kawalerki przez łąki na Borucie.
Opowieść zgłoszona na konkurs Gawęda Regionalna GiPBP w Rzeczniowie przez Jagodę Nowakowską, uczennicę PSP Grabowiec, Rzeczniów 2003.
Wiersz ze zbioru: Rzeczniowskie notacje
Po co jest pszczoła, każdy wie, ale która jest miodna-
już nie każdy. Dlatego rankiem należy się jej
bacznie przysłuchiwać i wyczuwać dzisiejszy zamiar:
czy chce zebrać pyłek, czy też polatać z kwiatka
na kwiatek symulując ciężką robotę.
Naturalnie, w tym drugim przypadku, słodkie
bzyczenie pszczoły nie zwiastuje nam beczki miodu
ani dobrej passy.
Wiersz ze zbioru: Rzeczniowskie notacje
Zły to tancerz, co depcze partnerce po piętach.
Nie lepszy bywa ogrodnik, który zbyt długo obserwuje dżdżownicę,
gdy ta, dzielne zwierzątko! wychodzi po deszczu na powierzchnię ziemi.
Jeśli będziemy natrętnie ją śledzić, wtedy uwierzymy, że jest czemuś winna
i może dać w końcu nogę.
Pochodzenie nazwy Dubrawa próbowały ustalić Angelika Janiec i Agata Gawlik z PSP w Grabowcu. Obie autorki piszą, że nazwa miejscowości wiąże się z imieniem żony Mieszka I Dobrawy.
Czy jednakże snute przez nie opowieści są przekonujące ocenią sami czytelnicy.
Gdy Dobrawa jechała do Krakowa przez
Kalinów (dawna nazwa Dubrawy, wywodząca się podobno od krzewów kaliny
porastających tamte tereny) spotkała ją burza.
Więc Dobrawa wraz ze swoja służbą weszła do pierwszego napotkanego domu.
Ludzie tam mieszkający przyjęli ją gościnnie. W pewnej chwili trzasnął
piorun, dom zaczął się palić. Zginęli wszyscy mieszkańcy oraz Dobrawa.
Wieść o tragedii rozniosła się szybko. Od tego wydarzenia mieszkańcy
Kalinowa zaczęli nazywać swą miejscowość Dobrawą zmieniając ją później
na Dubrawę.
Wiersz ze zbioru: Myśli Rymowane
Osiecka dobrze wiedziała, ile typów kobiet jest.
Nigdy ich nie wyliczała. Taki miała styl i gest.
Inni liczą:
Domowe Kokoszki! Kucharki-Kumoszki!
Łagodne Króliki! Rozjuszone dziki!
Modelki-Karmelki! Kokotki-Idiotki!
Małe, ciche Myszki! Gady i Modliszki!
Orły i Sokoły! Gnioty i Matoły!
Jastrzębie i Zuchy! Lenie i Flejtuchy!
Gęsi i Bawoły! Gwiazdy i Anioły!
Emerytki w naszym kole patrzą w górę, a nie w dół.
Starają się, by Trzynastka błyszczała wśród innych Kół.
Jak ci z pierwszej klasy, u nas same "Asy"
Przyjazne Papuszki! Babcie i Mamuśki!
Żabki i Stokrotki! Gołąbki i Kotki!
Zabawne Grzechotki! I Ciotki-Chichotki!
Z nogami do tańca, z głową do poduszki.
Na czele już Renia kroczy,
Za nią koleżanek sznur.
Renia wszystkich zauroczy
I rozbije każdy mur.
Ta nasza szefowa, jubileuszowa.
Miła, roześmiana i zawsze zadbana,
Wciąż z Józiem przy boku, dodaje uroku.
Żona, babcia, matka! Dzisiaj jubilatka!
Więc ją powitajmy! Sto lat zaśpiewajmy!
Z okazji siedemdziesiątej piątej rocznicy urodzin Reni. Warszawa, 2006.07.11
Opowieść zgłoszona na konkurs Gawęda Regionalna GiPBP w Rzeczniowie przez Monikę Skrzypczyk, uczennicę kl. IV PSP Grabowiec, Rzeczniów 2003.
Druga wersja legendy:
Pewnego wieczoru od strony Wólki
pędziły przerażone konie, a za nimi karoca z księżną. Uciekały przed
złymi wilkami. Konie coraz bardziej były zmęczone, więc stanęły aby
odpocząć. Przerażona księżna nie wiedziała co zrobić aby ruszyły. Przed
oczami ujrzała dobiegający blask. Wilki zaczęły wyć i uciekać a księżna
nie wiedziała co począć. Spojrzała odważnie swoimi brązowymi oczami,
wpatrując się i dziękując, nie wiedzieć komu. Dotknięcie koni i księżnej
nastąpiło w sposób niezwykły. Księżna czuła jakby znała swojego
wybawiciela, a on odpowiedział: „Nie bój się dziecino niczego, uwierz w
siebie. Jestem Mikołaj - nawet nie wiesz, że jestem przy twoim boku”. Po
tych wydarzeniach i na ich pamiątkę księżna kazała wybudować kapliczkę
ku czci św. Mikołaja.
Wiersz ze zbioru: Myśli Rymowane
Co buduje ludzkie wspólnoty?
Tylko jedność krwi i potęga ducha!
Jeśli nie ma więzów krwi - jak w rodzinie -
Jeśli nie ma Ducha,
To nie mówmy o innej przyczynie
Nietrwałości wspólnoty!
Bo to nie uchwały, traktaty, umowy
Większości zebranych, przekonanych
Bądź zaagitowanych stanowią o trwałości
Wspólnoty i o jej wielkości,
Tylko Siła Ducha!
Kiedyś dobra propaganda wymyśliła,
Że zdolność eksportowa regionu
To siła, która, jeśli jest jednoprocentowa
Na jednego mieszkańca, to już się nie liczy
Jego charakter rolniczy.
Wtedy okręg staje się "przemysłowym".
Tak go nazwano, choć tutaj
Wkoło tylko łąki i... siano.
Szerokie pola, ciche bezdroża,
Płaskie mokradła, laski i piaski,
Ale to one dostąpiły łąski
Żeby je nazwać Okręgiem Przemysłowym.
Brakuje jednak w nim...
Nie tylko dymów, kominów...
Ale brakuje DUCHA!
Więc żadna siła go nie cementuje.
Nikt tej uchwały nie respektuje,
Nie słucha.
Polacy długo coś uchwalają,
Ustalają, a potem sami zapominają
Co uchwalili.
Każdy chce być mądrzejszy
Dowodzi swych racji niewzruszenie,
Lecz niewiele osób słucha...
Brakuje karnych szeregów,
Wciąż działa "pospolite ruszenie".
Polacy nie znoszą obcej władzy
Ich duch się szczególnie buntuje,
Nie ważne są wtedy poświęcenia,
Jakimi się wtedy Polak poddaje...
Każdy wtedy skupia swe myśli
O ojczyźnie i wie, że ją kocha i czuje
Wszystkich Polaków łączą wtedy
Wielkie siły, a są nimi:
Bóg Wszechmogący - w którego wierzą,
Ziemia, którą zamieszkują,
Naród, z którego pochodzą,
Kultura, z której się wywodzą,
Zwyczaje, które zachowują,
Rodzina, którą bardzo kochają.
I może jeszcze jedno:
To, ze na znalezienie prawdy
szukają sposobów
I nie depczą grobów!
Warszawa, 2012.09.10
Wiersz z publikacji: Rozmowy z faunem : wiersze
Czasami przychodzi mi ochota
jak świat zaczyna się walić
wpadam do pokoju i otwieram kufer
a tam są najpiękniejsze talizmany
Takie moje maleńkie cudeńka
walizeczka w środku kuferka
są tam zamalowane karteczki
papierki złota trochę ozdóbek
Rozkładam je na moim łóżeczku
przytulam się do mojej laleczki
była w kuferku trochę potargana
ach te moje małe tęsknoty z rana
To jest moja obudzona wiosna
więc ubieram myśli w karteczki
ze złota w radości na nie patrzę
zatrzymać chcę te wspomnienia
Spoglądam na wymalowane gwiazdy
w otwartym kufrze przygodę mam
czuję ocean spokojny jak lśni
a ja pośród mojej małej tęsknoty
By nie uciekły mi te chwile
nie zamykam kuferka swojego
być może zapomnę szyfr do niego
a nie chcę żeby mu się coś stało
12-02-2023
Według podań i legend, pochodzenie kapliczki, która znajduje się na
ulicy Polnej przy drodze wiodącej do Wólki Modrzejowej jest następująca:
Dawno, dawno temu
na terenie obecnego regionu świętokrzysko-mazowieckiego były puszcze i
lasy, w których było bardzo dużo różnorakiej zwierzyny, między innymi
wilków.
Przez tereny, na których znajduje się dzisiejszy Grabowiec wiódł szlak prowadzący od Krakowa do Warszawy.
Przejeżdżała przez te tereny księżna ze świtą i zaczęła gonić ją sfora
wilków. Księżna modląc się do Boga o uratowanie obiecała, że jeśli uda
jej się z życiem, na pamiątkę tego faktu wybuduje kapliczkę. I właśnie w
tym miejscu, gdzie stoi kapliczka stado stado wilków zaprzestało
gonitwy. Kapliczka jest poświęcona Mikołajowi, ponieważ Pan Bóg darował
księżnej życie i jej ludziom a jak wiadomo św. Mikołaj jest patronem,
który ofiaruje prezenty.
I księżna właśnie za taki prezent uważała swoje ocalenie.
Kościół parafialny jest również po wezwaniem św. Mikołaja i być może jest także związany z tą legendą.
Opowieść zgłoszona na konkurs Gawęda Regionalna GiPBP w Rzeczniowie przez Ewę Tomanek, uczennicę kl. VI PSP Rzeczniów, Rzeczniów 2003.
Wiersz z książki: Wiersze z rękawa
Babcia w aucie z szyberdachem
dróg i traktorów jest postrachem.
Wiatr przez dach jej kok rozwiewa,
szal porywa.
Babcia śpiewa.
Klaksonem melodię gra
tra ta ta,
tra ta ta.
Praca napisana przez Magdalenę Bębenek uczennicę PSP w Grabowcu na konkurs ogłoszony przez bibliotekę, pt.: Gawęda regionalna.
Miejscowość, w której mieszkam to Grabowiec. W 2001 roku obchodzono tu 400 lat nadania praw miejskich. Pierwotną nazwą tej miejscowości był Oszczywilk.
Nazwa ta wzięła się z tego, że była tu wielka
puszcza, w której grasowały dość liczne watahy wilków. Wilki te były
dość uciążliwe dla mieszkających ludzi. Często przychodziły do zagród
chłopskich zjadając zwierzęta. Ponieważ przez Grabowiec przebiegał szlak
handlowy z zachodu na wschód często przejeżdżały tędy wozy z różnymi
towarami. Były przypadki, że wilki napadały również na te wozy. Zdarzyło
się, że ofiarami wilków byli ludzie. Świadczy o tym fakt, że znaleziono
w tej puszczy buty ze szczątkami ludzkich nóg.
Puszczę tę zaczęto karczować aby odsłonić domy, co umożliwiło ludziom
zwiększenie pola widzenia na polujące wilki. Wraz z karczowaniem puszczy
coraz więcej ludzi osiedlało się na wykarczowanym miejscu, dzięki czemu
Oszczywilk stawał się większy. Ludzi było również więcej i zaczęli
rozprawiać się z wilkami, drastycznie zmniejszając ich liczebność. Kiedy
zapanował spokój ludzie zaproponowali zmienić nazwę tej miejscowości,
aby nie kojarzyła się z wilkami. Oszczywilk nazwano Grabowiec. Nazwa ta
kojarzy się również z puszczą, w której drzewostanie najliczniejszym był
grab.
Wiersz z książki: Rzeczniowskie notacje
idź przez gęsty kłujący mrok
przez równinę smaganą wiatrem
wznoszącą się ledwie ledwie garbem Ulnej Góry
za plecami przyczółek lasu
zagajnik z krzyżem
krzyże jedno- i dwuramienne
wpatrzone w inną przestrzeń
przed tobą wątłe smugi światła
rozjaśnia horyzont
to znaki siata który jeszcze trwa