GMINNA I POWIATOWA BIBLIOTEKA PUBLICZNA W RZECZNIOWIE

poniedziałek, 15 stycznia 2018

Ja i czas - Wanda Chodorowska

Wiersz z książki Myśli Rymowane

Przypomnijmy sobie jeszcze raz
Jak wielką wartością jest czas!

Najpierw były puchy, pieluchy,
Same pieszczoty i całowania,
Same uśmiechy, same głaskania.
Same „ochy” i same „achy”,
Rośnij duży!
Dopóki jesteś jeszcze nieduży.
A potem?
Kilka całusków.
Zostań w przedszkolu!
Tu ci pomogą! Nie jesteś w polu!
I pomagają:
Raz cię szturchną, raz popychają,
Zabawkę wyrwą, wrzeszczą za uchem,
Są starszakami, a ty maluchem!


Czas sprawia, że:
Jesteś w końcu starszakiem,
Ale wcale nie takim, jak tamci.
Nie umiesz pchać się, ani rozrabiać, ani nie chwalić, ani rozwalać.
Wciąż jesteś w tyle, wciąż jesteś „byle”…
Rysuneczkami, lalką czy misiem
Najlepiej lubisz bawić się z Rysiem.
Znowu się wtrąca wszechmocny czas,
Idzie do szkoły! Rozdzielam was!
Gwarno tu, rojno, wcale nie nudno
Lecz o przyjaciół znów trudno.
Nikt się specjalnie mną nie zajmuje,
Więc ja próbuję, już zagaduję:
- Zapraszam was do domu! Do mamy!
Do czyjej mamy?
Do mojej. Ty nie masz mamy, to kogo masz?
Mam żonę taty.
A ja męża mamy – durniu smarkaty!
Oni cię kochają?
Oni mnie? Siebie kochają, albo udają,
Raz się pokłócą, raz przepraszają…
Ja i kolega jesteśmy sami. Rozumiesz?
- Nie zu-peł-nie.
Nagle z oddali spotykasz kogoś
Na końcu Sali takiego jak ty!
Na pewno będzie na jednej fali
Nadawał z tobą…
I już jesteście jedną osobą.
Obaj już siłę potężną macie,
Bo się kochacie, dobrze wam ze sobą.

Lecz znowu czas
Na długie lata rozdziela was…
Ta średnia szkoła, ta licealna,
Jest ciekawa, nie byle jaka, idealna,
A młodzież męska prężna, zuchwała
I pewna siebie! Wręcz wspaniała.

A ja?
Kto jest takim zerem jak ja?
Przyznają, że są jeszcze: gapy, niemoty.
Wszyscy się chwalą, że w wakacje byli:
Nad Morzem Czarnym, nad Adriatykiem.
Ja – tylko na wsi z wujem Henrykiem.
Oni w kurortach z opiekunami,
Ja wciąż w polu z wujka krowami.
Całe wakacje tylko praca i praca,
Bo „uszlachetnia”, bo „wzbogaca”.
We wrześniu ja siedzę godzinami
Nad różnymi lekcjami i zadaniami,
A inni ode mnie ściągają i znowu
Gdzieś gnają, znowu się bawią,
A mnie pytają?
Masz zapalniczkę?
Palisz „marychę”?
Nam brak pieniędzy,
Daj na zagrychę!
Ten we mnie groźnie strzela oczyma,
Tamten naciera, coś w ręku trzyma
I syczy:
- Nie mów o nas nikomu!
- Gdybyś coś pisnął, ty Głupie Ryło.
To jutro będzie tak jakby ciebie nie było.

Wracam do domu okrężną drogą,
Zupełnie nie wiem, co robić ze sobą,
Znosić zło? Milczeć jak do tej pory,
Czy się uwolnić od takiej zmory?
Stawić im czoło? Jak to zrobić?
Przedstawić fakty? Skłamać? Zataić?
Abo może tylko lekko zagaić,
Że jestem chory, a teraz słaby,
Że to i owo, że „aby…. Aby”

I tu z pomocą przyszedł mi czas.
W czasie wakacji rozdzielił nas.
Teraz, wakacje ja jadę w góry,
Nie zaniedbam przecież matury.
Sam chcę wędrować swymi ścieżkami,
Potoki górskie mieć pod nogami,
Las mieć przed sobą, słońce na niebie…
Dopomóż Boże! Ja wierzę w Ciebie!
Sam muszę zwalczyć kłopoty życia
Jawnie zło piętnować, a nie z ukrycia.
Przeciąć raz węzeł, niż ciepieć katusze,
Zwyciężyć muszę!!!
I nagle czuję przypływ energii
Już się nie boję!
To sprawił czas, że mój lęk
I dawne obawy poszły w las.
Jakieś dziewczyny opodal siedzą.
Dlaczego jęczą? Nad czym się biedzą?
W czym mogę pomóc?
Kolega nie musi.
Wiemy, co kolegę kusi.
Poradzimy sobie same!
Widzę przecież, że obydwie
Na trzech nogach iść nie możecie.
Jedna zwichnięta… Ja nie pamiętam,
W czym zawiniłem. (Tu się skłoniłem)

I wtedy ta, z warkoczami
Spojrzała na mnie nieba oczami
I coś szepnęła…
Wtedy jakaś siła mną zawładnęła.
Wtedy jakiś prąd, nie wiadomo skąd
Przeszedł mnie od stóp do głów.
Nikomu dotąd nie mówiłem,
Że kiedy jej dłoń w mojej poczułem,
To w morzu szczęścia się utopiłem.
Modliłem się, żeby ten jeden, jedyny raz,
Czas nigdy nie rozdzielił za sobą nas.
Całe zajście szczęśliwie się skończyło.
W domu Marysi też nie było.
Wszyscy mnie teraz widzą i proszą
Dziękują, częstują, winszują.

W szkole, o dziwo, też mnie już widzą
Też zapraszają, wcale nie szydzą,
Zniknęły także, jak nocne cienie
Dawne łobuzy, nieuki, lenie,
A pojawiły się wazeliniarze, lizusy
Którzy zadają różne pytania:
O kierunek studiów, o zainteresowania.
Jak widzicie wszystko się zmienia,
Układy SA dziś już bez znaczenia
Sam zdecyduję, gdzie się wybiorę,
A w wątpliwościach już mam podporę:
Rodzinę, Marysię, samego siebie,
Więcej nie potrzebuję! Dziękuję!

Nastało głuche milczenie. Cisza dokoła.
I nagle ktoś mnie woła:
Czy dawnego strach,
Dawnego lęku już nic
I nikt w tobie nie budzi?
Budzi! Tak! Budzi!
Chciałbym, aby moje dzieci
Spotkały na swej drodze
Lepszych LUDZI pośród ludzi.

Warszawa, marzec 2000

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz